Monday 22 April 2013

   Ebro 2013
   8 kwietnia.Lecimy z  Heatrow do Barcelony,nastepnie autem do Caspe w Aragoni.
   Jest to moj trzeci juz wyjazd nad rzeke Ebro,ale pierwszy raz do Caspe.Dwa poprzednie bylem w Mequinezie, do ktorej i tym razem musimy na chwile zawitac zalatwic reszte spraw w biurze nr 1 i nr2 :-)

   Wspoltowarzyszami wyprawy sa
Artur-wedkarz z zamilowania ,specjalista od sandaczy.

   Moj brat Pawel-rowniez wedkarz z zamilowania,przyszly przewodnik po Ebro i Chub(Marcin)-lowca rekordow,prawdziwy cowboy wedkarstwa.
No i ja oczywiscie-rzadny przygod
Pogoda po prostu nie moze byc lepsza i nie zapowiada sie na jakiegokolwiek psikusa z jej strony.
Wypijmy za 6 dni,ktore spedzimy nad woda!
Wiesci o stanie wody na Ebro sa jednak niepokojace.Podobno tyle wody nie przelewalo sie tu od 20 lat.Kolejne wyzwanie,podobno nie mamy szans na gornym zbiorniku a plynac w gore rzeki nie bardzo ma sens.Tam woda jest szybka i wysoka,niesie ze soba dosyc duzo syfu.Nevermind ,ocenimy to sami.Ruszamy z Mequinenzy do Caspe.
Rzeka Segre w gornym ,waskim jej biegu rwie jak Dunajec
 
Powyrzej na zdjeciu tama w Mequinenzie na Ebro
Ebro
Kiedys byla tu wioska,teraz teren jest zalany
 
      Po 40 min jazdy w pieknych okolicznosciach przyrody jestesmy na miejscu
Widok na Ebro z domu.
Nazajutrz lodki czekaja juz na nas na brzegu i wyplywamy na rozpoznanie rzeki
 
   Tereny sa przepiekne,jest ladniej niz w Mequinenzie i na pewno bardziej dziko.Minusem jednak jest ogrom wody nie do ogarniecia.
 
   Plywamy trolingujac,wedkujemy takze z reki troche za sumem troche za sandaczem.Efektem jest kilka niewielkich ryb
Sandacze jeszcze w barwie godowej,woda troche zimna jak na te pore roku.
Drugiego dnia,wraz z bratem udajemy sie nieco w gore rzeki,odkrywajac fajne miejsca,jednak nie mamy kontaktu z sumem.Wszedzie widac i slychac chlapiace sie karpie. Widoki sa przepiekne.
Chiprana
Zalany klasztor
 
Dalej w gore rzeki
Po dwoch i pol dnia wedkowania w Caspe pada decyzja,zeby sprobowac w Segre w Mequinenzie.Tam woda jest cieplejsza i cos sie dzieje.Kierownik wycieczki Chub zalatwia z dyrektorem Tadkiem lodke i po poludniu wedkujemy juz na Segre.Tu jest loteria.Kilka lodek trolinguje,nikt nic specjalnie nie lowi.Od czasu do czasu czepia sie komus metrowy sum ,albo jakis sandacz.
Pawel pierwszy zalicza branie i wyciaga metrowca
Brawo brat za pierwszego suma!!!
Witaj w gronie chorych na suma!
Nastepny w kolejnosci jest Artur
Ja tez mam swoje 5 minut z ponadmetrowa kijanka
W kolejnych dniach nic niezwyklego sie nie dzieje.Co niektorzy blankuja 10 dzien juz rzedu,inni maja troche szczesia i lowia sumy nie przekraczajace 150cm.Przed naszym przyjazdem byly rodzynki nawet ponad 200cm.Teraz duze sumy nie zeruja.
Jednego dnia Pawel ma 4 brania(co przez caly dzien bylo sukcesem) 2 spina w walce, dwa spadaja przy braniu.
Nikt sie zbytnio nie spina przzez to
Jest czas na ryby i relaks
Poznalismy za to Segre od podszewki.Wczesniej jakos na niej nie wedkowalismy.Nie wyglada ona atrakcyjnie,choc wiem,ze sa w niej duze ryby.Poznalismy na niej kilka niezlych miejsc.Na pewno bedze wiedzial,gdzie zajrzec nastepnym razem.
Sumik z wypracowanej miejscowki
Cala sila i naped siedzi w tym ogonie!
Nawet branie malego suma jest potezne
Chub ze swoim siluro
i sandaczem wyprawy 5kg i 85cm
 
Wyprawa o tej porze roku nalezy do udanych,slonce nie dokucza,jest w sam raz.Wokol jeszcze zielono,Hiszpania tetni zyciem.a ryby...?coz....jak to ryby ,zawsze bedzie kolejny raz i kolejna szansa,zeby przytulic obslizglego misia.Jest po co wracac.Dziekuje za wyprawe Panowie i do zobaczenia na kolejnej,po nowe i jeszcze wieksze rybska.