Tuesday 6 November 2012

   Volkerak 27-31.10.2012
Czas na podsumowanie tego pieknego wyjazdu do krainy wielkich szczupakow,sandaczy i okoni.
   Wraz z Arturem docieramy na miejsce z lekkim poslizgiem czasowym.Koledzy Anglicy jednak kupuja nam wczesniej licencje w sklepie wedkarskim i nie musimy sie juz o to martwic.Z samego rana mozemy ruszac na wode.
   Jeszcze wieczorem rozkladamy ponton Artura.Sciemnia sie i niecierpliwi Angole ida nad kanal za sandaczem..Pierwszy blank druzyny angielskiej.My spokojnie wypijamy kartonik piwa i czekamy do rana.
   Skoro swit pakujemy sie na ponton i juz nas nie ma.Pit biega jeszcze w pidzamie po mieszkaniu zajadajac sie jakimis platkami na mleku.
   A my zaczynamy przygode z Volkerak.
                                                    zimno bylo.....
    Wyplywamy zostawiajac kanal za soba


   Stajemy na chwile by podziwiac wschod slonca nad jeziorem
   Ogromna woda,nie bedzie latwo
 
   Zaczynamy trolingowac  na glebokiej wodzie(10-20m).Pierwsza ryba jest przyzwoity i waleczny sandacz Artura.Potem ja mam pierwszego holenderskiego szczupaka.
                                                                Szczupak z blizna
   Cale przedpoludnie spedzamy na szukaniu stanowisk ryb.Zarowno sandaczy jak i szczupakow.Artur stary tropiciel  znajduje fajna gorke z ktorej lowi sandacza i chwile potem ja mam szczupaka,ktory kaleczy mi brzydko palec.To tylko przez moja nieostroznosc.Wypinanie gleboko zahaczonej ryby zmarznietymi rekoma,ktora w dodatku jest za burta nie jest takie proste jakby sie zdawalo.Trzeba uwazac na paluszki.Musimy splynac by zatamowac krew i przy okazji zjesc lunch.Powrot jednak jest juz niemozliwy ze wzgledu na silny wiatr.
                                                        Tego z ostrymi zabkami nie zapomne 
   Od dzis na rybach zawsze mam dobre plastry.
   Podsumowujac pierwszy dzien-pogoda nie zezwolila na calodzienne wedkowanie,ale zlowilismy kilka ryb.No i przegralem starcie z potezna ryba,ktora wypiela sie pod lodzia.Ryby nie widzialem,ale nie dala sie podniesc z dna...............part of the game
   Poniedzialek,kolejny dzien.Rano pakujemy ponton i jedziemy na kanal na druga strone jeziora.Wiatr jest tak silny ze nie ma mowy o jakimkolwiek wedkowaniu na Volkerak.
   Kanal jak kanal.Nic ciekawego sie nie dzieje.W marince mamy troche zabawy z malymi okoniami i plociami
   Wtorek.
Tecza na jeziorze to dobry znak
   Trolingujemy na razie bez skutku w zatoce na wodzie ok 10m.Plycej ryby nie ma.Steave i Roy maja po malym szczupaku.Andy i Pit dalej blankuja.
   O 13 zapowiadany byl deszcz
                                                        i nadciaga..................
   Po deszczu postanawiamy wrocic na miejsce gdzie rano bylo branie i bingo.ryba za ryba.Dzis wszystkie lowie na real eel 30cm na glowce 50gr
 
   Ryby sa grube i w wysmienitej kondycji

 Szkoda,ze musimy znowu splywac.
  Na zajutrz pogoda znowu krzyzuje nam plany,lecz postanawiamy stawic jej czola.Niby ladny dzien,ale na jeziorze dmucha.
                                                                                                                                                                          

Mamy malo czasu,dzis wracamy do domu niestety.Mam pierwsze branie,trace rybe jednak po wcale nie krotkim holu.Arturo lowi 2 ryby.Ja mam branie ,ryba sie nie zapina.Pogoda coraz bardziej sztormowa
   Musimy uciekac......
Milo bede wspominal ta wyprawe.Mysle ,ze jest ona poczatkiem wypraw na to lowisko.Moze plywa tam moj upragniony szczupak,kto wie?
   Dzieki za wyprawe Artur.
                                                              zachod nad Volkerak