Friday 14 September 2012

   6 wrzesnia.Jak zwykle zaczynam o swicie.Poranek to magiczna chwila nad woda.Cicho,spokojnie.Jestesmy pierwsi  i czujemy sie troche jak Robinson Crusoe.Mamy wrazenie ,ze jestesmy sami i wszystko nalezy do nas....No ,przynajmniej ta krotka chwila.

   Kilka pierwszych rzutow i jest atak klenia na wobler,niestety nie zapiety.kolejna miejscowka i maly szczupak trafia bez problemu.Potem seria kilku okonkow.W koncu docieram do miejscowki,gdzie mieszkaja naprawde porzadne klenie.

   Nic sie jednak nie dzieje.Robie krotka przerwe i ucinam sobie pogawedke ze znajomym wedkarzem,ktory siedzi nieopodal na linowym stawie.
   Wracam do swojego wedkowania.Lowie szczupaka,kilka okoni,ale po kleniach nie ma sladu.Ide w gore rzeki.Staram sie zajsc cicho i powoli ryby od ogona.Dlugi rzut plytko schodzacym kenartem i sciagam  przynete z nurtem.

Przytrzymanie-o nie!Znowu szczupak.woda tam siega do kolan i widze rybe.Taki 60tak.Ale zaraz, zaraz.~To nie szczupak.Tak to na pewno klen jakiego do tej pory nie mialem na kiju.Jest ogromny.O dziwo jestem zupelnie opanowany i dosyc sprawnie wprowadzam rybe do podbieraka.Trzymam go w wodzie i nie moge sie napatrzec.Ale kloc!Nowe PB-59cm.
 

   Coz za wspaniale zakonczenie sezonu kleniowego!Lowie jeszcze kilka drobnych ryb tego dnia i jade do domu..Mam jednak nadzieje,ze jesien nadejdzie niedlugo,bo mam juz ochote powedkowac troche ciezszym sprzetem.Czas pokarze....